Mucha z zadowoleniem przyglądała się swojemu odbiciu w kropli rosy. Podnosiła to jedną nogę, to drugą i kolejne. Poruszała skrzydełkami i kręciła wkoło.
– No, no, my muchy mamy swój wdzięk i doskonałość! – Bzyczała do siebie. Trwało to dobrą chwilę, ale dmuchnął delikatny wietrzyk i kropla która spoczywała na liściu stoczyła się w dół, spadła na coś niewidzialnego i rozprysła na tysiące jeszcze mniejszych kropelek. Mucha spojrzała tam gdzie spadła kropla. Widać teraz było coś wcześniej niedostrzegalnego. Pajęczyna! Obsypana srebrem maleńkich kropelek lekko drgała. Mucha przyjrzała się pajęczynie dokładnie. Na jej krańcu, przy jednej z nitek czuwał pająk. Tkwił tam nieruchomo i cierpliwie czekał na nierozważnego owada który mógłby stać się jego smacznym posiłkiem.
– Ej ty! – zawołała mucha. – Jesteś zły i brzydki!
Pająk ani drgnął.
– Może jest już stary i głuchy, -pomyślała mucha. -Tak jak stryj Alojzy Bzyk, który na starość porządnie ogłuchł i nie słyszał nawet szumu własnych skrzydeł!
– Jesteś głodny?! – wołała znowu mucha, ale to chyba nie miało sensu.
Zleciała trochę niżej i zaczęła drażnić pająka. – Tere fere, tere fere, złap mnie jak żeś taki dobry!
Ale pająk nadal tkwił nieruchomo, jak gdyby nigdy nic.
– Czekaj no, – bzyczała do siebie mucha, – ja ci pokażę!
Nie wiedziała jeszcze co pokaże, ale wzleciała w górę i przyjrzała się najbliższej okolicy. Powyżej liścia na którym wcześniej siedziała i przeglądała się w kropli rosy rósł inny liść, a na nim spoczywała jeszcze większa kropla wody, właściwie całe bajorko.
– Gdybym tylko mogła strącić tę wodę na pajęczynę, ale byłaby heca! – cieszyła się uśmiechając chytrze.
Pająk patrzył z dołu na usiłowania muchy, która co rusz to podlatywała na liść, skakała po nim, potem unosiła się w górę i z powrotem to samo.
– Co ona wyprawia? -myślał. – Czy to jakiś nowy taniec?
Mucha stwierdziła, że nie ma najmniejszych szans żeby dokuczyć jak należy pająkowi. Była po prostu zbyt lekka. Już miała zrezygnować, gdy w pobliżu pojawił się chrząszcz. Wielki i ciężki leciał sobie z głośnym furkotem.
– Hej chrząszczu! – zawołała mucha. – Choć, napij się wody!
– Czemu nie? – zastanowił się chrząszcz. Był trochę zaskoczony, bo jeszcze nikt nigdy niczym go nie poczęstował.
– To tu, na tym liściu! – wołała mucha zlatując niżej tak żeby pokazać właściwy liść. Chrząszcz zakręcił w powietrzu i wylądował na wskazanym miejscu. Natychmiast kaskada wody zlała się na pajęczynę robiąc niespodziewany prysznic pająkowi.
– Co, nie spodziewałeś się tego?! – zawołała mucha.
Jeszcze nigdy pająk nie był tak zdenerwowany. Ale pajęczyna wytrzymała.
– A ty, – krzyknął do muchy, – nie spodziewałaś się tego, że moja pajęczyna jest aż tak mocna!
Chrząszcz pił sobie wodę której jeszcze sporo zostało na liściu, a zawiedziona mucha patrzyła na pajęczynę. Sieć obsypana licznymi kroplami błyszczała w słońcu niczym piękny żyrandol. Pająk poruszył się ostrożnie i wstrząsnął pajęczyną. Większość kropli spadła i pajęczyna znowu stała się niewidzialną, niebezpieczną pułapką.
Mucha patrzyła na wciąż pijącego wodę chrząszcza i w jej głowie zaświtał chytry plan.
– Świetnie latasz, – powiedziała, – wysoko, ale czy równie szybko?
– Nie, nie, – odpowiedział owad. – Szybko to my chrząszcze nie latamy!
– Ależ skąd, potrafisz się rozpędzić jak pocisk, jestem tego pewna!
– Tak myślisz? – zastanowił się chrząszcz.
– No jasne, musisz tylko spróbować!
– Nie, jednak nie. Jestem chyba zbyt ciężki, – wątpił owad.
Mucha pokręciła głową na boki. – Nie bądź taki skromny. Znam kilka chrabąszczy i żuków które w błyskawicznych lotach całkiem nieźle sobie radzą. Ty miałbyś być gorszy? Nie wierzę!
– Cóż, jeśli inni potrafią, czemu nie ja? – zastanowił się głośno chrząszcz. – Właściwie to tak naprawdę nigdy nie próbowałem szybkiego lotu.
– No to masz teraz szansę, – zabzyczała mucha. Uniosła się w górę i zawołała. – Popatrz, wystartujesz stąd, polecisz tędy prosto w dół między tymi liśćmi, potem skręcisz za tamtym żółtym kwiatkiem, wzniesiesz się w górę i dolecisz do tamtego patyka, a ja zmierzę ci czas!
– Ale dlaczego w dół? – zdziwił się chrząszcz. – Czy nie lepiej od razu prosto?
Mucha uśmiechnęła się chytrze. -Nie rozumiesz, że lecąc w dół można się bardziej rozpędzić?
– No dobrze! – Chrząszcz podniósł chitynowe osłonki, rozwinął delikatne, ale mocne skrzydełka, uniósł w górę i przygotował do startu.
– Już! – krzyknęła mucha najgłośniej jak umiała i machnęła jedną ze swoich sześciu nóg.
Chrząszcz wykręcił salto i skierował się w dół prosto w stronę pajęczyny.
Zdziwiony pająk obserwował jego manewry i nie mógł uwierzyć, gdy ten głośno furkocąc popędził wprost ku jego pajęczynie.
– Co ten wariat wyprawia? – zdołał pomyśleć tylko tyle, gdy rozpędzony jak armatnia kula owad przebił jego sieć, po czym skręcił za kwitnącym jaskrem i poleciał w górę. Zdumiony pająk wisząc na rozerwanej sieci zobaczył muchę siedzącą na suchym patyku, w stronę którego zmierzał chrząszcz. Mucha zamachała do pająka i pokazała mu język. Coś tam jeszcze bzyczała, ale pająk nieposiadający się z oburzenia nic nie był w stanie zrozumieć.
– No nieprawdopodobne! No po prostu niewiarygodne! No skandal! – pomstował patrząc na potarganą w strzępy pajęczynę. – Jak żyję nic takiego nigdy mnie nie spotkało! To jest nie do uwierzenia! To już całkowite zdziczenie obyczajów! O ty mucho, ty chrząszczu!! Nie chciałbym być w waszej skórze kiedy wpadniecie w moją sieć! A że wpadniecie, jestem tego pewny! Zrobię podwójną, ba, potrójną pajęczynę z której żaden, nawet najgrubszy i najbardziej rozpędzony owad się nie wyrwie, zobaczycie! – pomstował przyglądając się ogromowi zniszczeń. Gdzieś wysoko w powietrzu zawirował chrząszcz i wylądował na patyku obok muchy.
– I jak było?
– Super! Miałeś prędkość odrzutową. Leciałeś o połowę szybciej niż ten paskudny szerszeń który nie wiadomo skąd przylatuje tu czasem na nasza łąkę.
Chrząszcz nigdy nie widział szerszenia, ale skoro taka mądra mucha mówiła, że jest on paskudny, to tak być musiało.
– Ale, – zapytał chrząszcz, – czy jesteś pewna, że tylko o połowę szybciej?
– No niech ci będzie. Właściwie to o dwie połowy, – powiedziała mucha z powagą kiwając głową.
Chrząszcz był bardzo zadowolony:
– O dwie połowy! Dwie połowy to już coś! I to szybciej od tego jak mu tam, paskudnego szerszenia!
– To ja lecę! – zawołała mucha. – Powiedz mi jeszcze, jak ci na imię?
– Henio! – przedstawił się Henio, bo to był właśnie Henio. – A ty?
– Lucyna Cezar! Słuchaj Heniu. Zdaje się, że za miesiąc urządzimy tu olimpijskie igrzyska, weźmiesz udział?
– No pewnie! – odpowiedział bez wahania Henio!
I mucha Lucyna Cezar unosząc się wysoko zabzyczała jeszcze:
– Nie lataj pomiędzy trawami, uważaj na pajęczyny!
– Bo co?
– Bo pająk cię bardzo nie lubi!
– Pająk, dlaczego? – szczerze zdziwił się Henio, ale odpowiedzi już nie było.
Odlatując strząsnął z siebie resztki pajęczyny dziwiąc się, skąd się na nim wzięła.
P. Bies 10.IV 2017