Czy we współczesnej sztuce istnieje podziw dla piękna? Artur Żmijewski (ten drugi, nie ten aktor) powiedział mi kiedyś, że jeśli sztuka nie zajmuje się problemami socjalnymi, egzystencjalnymi, nie jest sztuką. Coś takiego mniej więcej powiedział w każdym razie tak to zapamiętałem. Maria Poprzędzka rzeźby Mitoraja uszeregowała poniżej kiczu, wychwalając pod niebiosa osławioną tęczę z Placu Zbawiciela, ale to właśnie ona była emblematycznym przykładem kiczu, chodźmy ze względu na użyty materiał, plastikowe kwiatki i kontekst, ograną już wtedy do szpiku kości prowokację religijną i obyczajową. W kolekcji MOCAKu znajdują się krowie odchody z odciskami dłoni artystów („Aleja gwiazd”) co sam autor, Oskar Dawicki traktuje z właściwym sobie dowcipem i inteligencją. Nie sposób jednak w tym „artefakcie” doszukać się choćby cienia piękna (bo i po co?). Jeszcze do 16. stycznia 2022 w Zamku Ujazdowskim czynna jest wystawa „Sztuka polityczna”. Zobaczyć na niej można między innymi satyrę na sztukę współczesną w formie parodii popularnych w Wielkiej Brytanii książeczek dla dzieci serii Ladybird Books („ We Go to the Gallery”). Na jednej ze stron książeczki (autorka Miriam Elia), kilkuletnia Susan pyta swoją mamę – Is the art pretty? Mama odpowiada – No. Pretty is not important. Słowo pretty tłumaczyłbym jako piękno. Na początku grudnia 2021 byłem we Włoszech gdzie ciekawość pchnęła mnie po raz pierwszy do muzeum sztuki nowoczesnej w Bolonii (MAMbo). Po krótkim czasie wyszedłem stamtąd wielce rozczarowany. Włosi posiadają sporo galerii tego typu, tak że odniosłem wrażenie, iż zabrakło godnych dzieł by wypełnić piękną przestrzeń budynku bolońskiego muzeum. Bo doprawdy, przestrzeń sama w sobie jest piękna i jedynie interesująca, chociaż nie. Jest jeszcze wspaniale przenikające światło przez wąskie, przysłonięte zażółconym szkłem prostokątne okna, czemu naprawdę nie tylko ja przyglądałem się z zachwytem. I jeszcze coś, co każdemu rzuca się agresywnie w oczy. Ogromny obraz przedstawiający hipotetyczny pogrzeb włoskiego komunisty Palmiro Togliattiego, namalowany przez innego komunistę, Renato Guttuso. Wątpliwej urody dzieło, w duchu socrealizmu, choć kiedy Guttuso je tworzył (1972) socrealizm już dawno przeminął, stanowi typową lekcję propagandy, gdyż wśród wielu sportretowanych postaci dostrzegamy od razu Lenina, Stalina, Różę Luxemburg, a nawet Breżniewa! I trudno w nim doszukać się piękna. Ale za każdym razem kiedy wybieram się do Włoch, odwiedzam Palazzo Venier dei Leoni gdzie mieści się cudowna kolekcja sztuki zgromadzona przez Peggy Guggenheim. Picasso, Pollock, Severini, de Chirico, Dali, Calder, Chadvick, Henry Moor… i jeszcze więcej. Jest tam teraz, do 10. stycznia 2022 pokazana niewielka kolekcja sztuki rdzennych ludów zamieszkujących Afrykę, Oceanię i obie Ameryki. Wystawa „Migrating Objects” to piękno samo w sobie. Piękno któremu nie sposób zaprzeczyć. Jakże dziwnym wydaje się to, że aż do początków XX wieku afrykańska maska czy pełne rzeźby Papuasów były brane jedyne jako prymitywne pamiątki niedorozwiniętych cywilizacyjnie „dzikich ludów”. Nie ulega wątpliwości że kontakt Picassa z tą „prymitywną sztuką” zrodził jego fascynację dla geometrii, abstrakcji i innego, szerszego rozumienia piękna i decorum. Tam, na wspomnianej wystawie są trzy wspaniałe, niewielkie rzeźby znad rzeki Sepik. A obok inspirowane nimi brązowe figury wykonane przez Henry Moore’a. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. To sam rdzeń piękna. Sięga ono bowiem do najdawniejszych czasów, kiedy tworzyły się społeczności ludzkie, gdyż zgromadzone przez Guggenheim rzeźby wytworzone są przez artystów którzy pracowali w tradycji wcześniejszych pokoleń, nie znających żelaza ani kanonów europejskiej sztuki. Otóż tak mamy to w sobie zakorzenione, przyrodzone, wszyscy mieszkańcy ziemi, ze wszystkich kręgów cywilizacji. I nawet sztuka najnowsza epatująca brakiem porządku, destrukcją i ohydą, nie jest w stanie pięknu zaprzeczyć.
dr sztuk pięknych Piotr Bies 30. XII 2021